kocham moje włosy, i kocham Was dziewczyny i kocham pisać tego bloga - ot wyznanie : >
A wracając do rzeczywistości ...
Nie byłabym sobą gdybym nie kupiła tej żelatyny : ) Musiałam spróbować.
Włosów przed zabiegiem nie olejowałam, tylko umyłam szamponem bambi, gdyż byłam nad morzem i były straszne po morskiej wodzie oraz próbce nowej odżywki, więc oczysciłam je. a samą żelatynę przygotowałam tak :
- łyżka żelatyny
- 2 łyżki wody
- łyzka isany babassu
- trochę aloesu 10x
i to nałożyłam na 45 minut...
nakładanie nie było fajne, czułam jakbym nakłądała olej rycynowy albo żółtko :) za to ze zmyciem nie miałam problemu. jednak nie domyłam góry i do teraz chodzę z 2 smugami po żelatynie, jednak są małe i niewidoczne dla innych ; >
pierwsze 2 godziny po wyschnięciu to oczywiście dziwny puszek, ale potem ...
BAJKA!
- cudowne wygładzenie
- blask
- puszystość
- lekkość
- ujarzmienie
- ale niestety nie wyprostowało moich wywijających się końcówek z tyłu (odrastanie po bobie)
- włosy niczym nie pachną a bałam się smrodku żelatyny
- miękkość
- trochę oklapnięte i bez objętości, ale ja i tak na razie spinam włosy, więc nie robi mi to różnicy
zabieg będę powtarzać niezbyt często, ale jednak będę do niego wracać, gdy będę chciała mieć 100% proste włosy, jednak w tym celu muszę zrównać końcówki bo boki mam dłuższe niż tył, no i muszę zejśc z cieniowania, wtedy może nie będą się wywijać. jednak szkoda mi tych centymetrów ;ccc
pozdrawiam ; >
ale fajnie Ci wyszło :) prościtkie...
OdpowiedzUsuńJa swojego 'żelatynowania' nie wspominam zbyt dobrze. Ale żelatynę jeszcze mam, może spróbuję z Twojego przepisu :)
Ja teraz tez schodzę z cieniowania i też jest mi szkoda każdego cm, ale co zrobić:(
OdpowiedzUsuńWidzę, że u Ciebie fajne efekty :) Mi jakoś ten zabieg nie podszedł ;<
OdpowiedzUsuńuwielbiam żelatynke!;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,zapraszam!;)